poniedziałek, 24 lutego 2020

Poradnik rozwoju.

Zadałam sobie dziś pytanie; dlaczego nie lubisz/ nie czytasz książek/poradników "motywujących", "doskonalących", "rozwijających" etc.?Dlaczego i czy powinno się mieć cel w życiu ii komu lepiej się z tym żyje?
BFF: Jestem na etapie potrzeby bycia kurą domową, jakiś pomysł na życie?
Rozmowa z Xi, kiedy to stwierdziła, że cofa się w rozwoju, że nie czyta książek rozwojowych, że "Koleżanka" czyta, jej poleca, namawia i się rozwija, że jej się tak cudownie w życiu układa (po takich perypetiach, które mogły skończyć się rozwodem - szczegółów nie pamiętam czy może raczej zapomniałam - sory, wyrwane jak zwykle z kontekstu - o to chodzi), że Xi też chce takich pozytywnych zmian, a obecnie nic nie robi w tym kierunku i czuje, że głupieje. Ogląda bezsensowne filmy, mózg zapycha serialami i książkami o niczym (i czyta ją w kółko, jak by chciała, żeby to się urzeczywistniło czy może wydarzyło i w jej życiu - nie wiem).
Otwieram pierwszy lepszy portal z książkami, ustawiam bestseller w dziale "poradniki", wyskakuje magiczna liczna 17 pozycji. Pierwsza strona:
Jak rozmawiać z nieznajomymi
Jak nie spieprzyć życia swojemu dziecku
Warsztaty intymności
Kody podświadomości
Włoszki. Czego mogą nas nauczyć?
Kochaj najlepiej jak potrafisz. O sztuce bycia razem
Wyloguj swój mózg. Jak zadbać o swój mózg w docie nowej technologii
Sztuka kobiecości
Pieprzyć to. Jak przestać spełniać cudze oczekiwania a zacząć własne
...
Coś jest na rzeczy i wisi w powietrzu, bo oto dziwnym zrządzaniem losu na moich portalach społecznościowych wyskakują tematy o kryzysie wieku średniego i pytania dokąd zmierzam i po co mi to. Ciasteczka w kompie wiedzą co dobre, a wielki brat śledzi każde moje kliknięcie, więc teraz przez najbliższe miesiące nie pozbędę się z przeglądarki podpowiedzi (tak, wiem, że można wyczyścić ciasteczka!).
To co - mogę już  ocenić książkę po okładce? Próbowałam poczytać takie różne poradniki, ale są napisane tak nieprzestępnym dla mnie językiem, że czytanie męczy mnie, a nie sprawia choć odrobinę radości czy zainteresowania - sory.
Jak rozmawiać z nieznajomymi. Właściwie po co mi to? Po co pisać czy czytać poradnik jak rozmawiać z nieznajomym? Czy może to poradnik do jakiejś formy nawiązywania nowych znajomości? A nie chwila, bo to akcja z serii, zagadać do kogoś w realnym nie wirtualnym świecie. Ok załapałam, nie muszę już czytać. Tak, nie chcę raczej. Przypominam, że to w dziale bestseller.
Modne ostatnio jest wszelkie wychowanie dzieci, mądrują się już nawet takie ciotki jak ja - uśmiecham się tu sama do siebie, o tym tez będzie. Całe wychowanie bezstresowe, całe wychowanie, którego nie ma, bo rodzic jest teraz w pracy, żeby utrzymać rodzinę, więc widuje się z dzieckiem kilka h dziennie, a to i tak za wiele, bo dziecko potrzebuje uwagi, ma sporo energii, rodzic już mniej, więc trzeba zapewnić mu ciągłe atrakcje i stymulację mózgu, więc zapisuje się je na różne zajęcia poza lekcyjne i ...  to tylko moje zdanie, bo nie mam dzieci, że ... Zapycha się wolny czas dziecka na zajęcia, które albo go wciągną albo nie. Na zajęcia, na których nie odpoczywa, tylko jeszcze dodatkowo męczy mózg, bo jednak czegoś się przecież uczy. Czy te zajęcia nie są też pewną formę "uwolnienia się" choć na chwilę od zadającego 100 pytań do 4-latka? Dziecko się rozwija, owszem, chodzi na basen, ma zdrowy kręgosłup, chodzi na zumbę, nie przybiera aż tak na wadze, chodzi na angielski, można pooglądać filmy bez tłumacza etc. I co nam to daje? Dziecko nie ma czasu na nudę i w sumie to nie potrafi zająć się samo sobą. No chyba, że ma mega wybujałą wyobraźnię i wpada w swój świat. Mało jest chyba dzieci, które potrafią zająć się same sobą - ale na to na pewno też jest jakaś książka. Jak nie spieprzyć swojemu dziecku życia - nie da się, bo rodzic ma zazwyczaj spieprzone własne, więc będzie szedł tym wzorcem, bo innego nie ma.
Warsztaty intymności. Kobiety mówią w końcu głośno o sowich potrzebach (na tym się skupmy). Wprowadziły do reklam środków higieny płyny w kolorze nie niebieskim, zaczęły zaglądać do sklepów z gadżetami - dla własnej przyjemności, robią filmy o Wisłockiej i zaczynają pisać o tym wszędzie i w każdej pozycji - tu się uśmiecham :) Bo zaspokojona kobieta, to szczęśliwa kobieta, ale nie potrzeba jej do tego faceta :P chwila, czy o tym jest ta książka?
Kody podświadomości - tu była bym ciekawa, bo autorka mnie intryguje, choć przez żadną z jej książek jeszcze nie przebrnęłam. Podświadomość mnie interesuje, mózg, zachowania ludzie etc. Może tę trzeba by sprawdzić?
O - to będzie dobre. Włoszki. Czego mogą nas nauczyć? Jest książka Polki, czego mogą nas nauczyć? Chyba nie, bo nie ma w nas nic pociągającego, nie to co Włoszki (sarkazm). Właściwie dlaczego mamy się uczyć czegokolwiek poza gotowaniem od Włoszek? Chowane na innej kulturze, tak różne od nas - nauczyły by nas na pewno nie jednego, ale przyznajmy się, która z nas ma taki temperament jak one (dobra dobra, rozróżnić złość od temperamentu), klasę etc. Co ja piszę, jesteśmy różne ze względy na kulturę tyle.
Kochaj najlepiej jak potrafisz ... Tu bym raczej zaczęła od siebie, a później, że jak pokocham siebie to wtedy mogę pokochać kogoś innego, bez tego ... Oceniam po okładce. Fakt - sztuką jest bycie razem, bo jak to sztuka bywa niezrozumiała, trudna, dziwna, nieskończona, a autor miał coś innego na myśli niż odbiera do odbiorca etc. Tak miłość to sztuka.
Wyloguj swój mózg. Dobra pozycja, bo my teraz żyjemy tylko wirtualnie, bo tam często, gęsto wybieramy sobie co chcemy oglądać. Przykład, że oglądać, bo i czytać etc. Ale uwaga uwaga, można tam przepaść i się zapaść, więc o wylogowaniu, spoko. Piszmy, bo nasze dzieci to już tylko wirtualnie ... Siedzą takie obok siebie na ławce i oba w telefonach i oba coś piszą i coś sobie pokazują etc. przecież w realnym świecie nic się nie dzieje ....
Sztuka kobiecości - j.w. Kobitki górą ;)
Ostatnia pozycja zostaje nieopisana, bo postanowiłam ją kupić, komuś w prezencie, zanim dotrze do adresata przejrzę ją, bo o niesamowicie pociągające, że ludzie piszą o tym ja pieprzyć oczekiwania innych. Ja mam ochotę "nie spełnić" ładniej brzmi, zachcianek i oczekiwań innych. Chciała bym, żeby inni tez to robili, żeby byli sobą i żyli jak chcą, a nie, bo koleżanka tak fajnie żyje, mąż ją kocha ponad życie, dzieci grzeczne - też tak chcę. Albo coś w stylu, że wiek ten odpowiedni, że trzeba już męża i dzieci albo że pracę lepszą, albo żeby lepiej gotować albo ... i wieczne oczekiwania z otoczenia płyną do nas. Wkurzające. Ile się temu podda :(
Nie potrafię sobie jeszcze odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nie czytam w/w książek. W wielu powtarza się to samo. Czytam to jedno, wprowadzenie w życie tego co przeczytałam to drugie. przez życie skrzywdzona czy coś, idę ścieżką, którą idę i choć polecają, zapewniają, dają rady, że "zmień, "spróbuj" - podchodzę sceptycznie, bo wy się naczytacie, a i tak za chwilę napotykacie przeszkodę, dól, o którym nie było w książce i w niego wpadacie, nie potraficie znaleźć rozwiązania. A ja nie czytam i tez te doły napotykam - dziwne i ciekawe.
To ja idę do kina. Później poczytam.

wtorek, 18 lutego 2020

Matka Polska - walcząca

Spotkało mnie dziś coś nie miłego.
Singielka - wróg publiczny numer jeden. Publiczny, czyli matek polek mężatek. Po raz kolejny zawiodłam się na messengerze, bo ja piszę jedno, a odbiorca otrzymuje drugie - serio. Co autor miał na myśli - ano po drugiej stronie jest odbiorca i zawsze doda sobie jedno czy dwa słowa albo przeczyta w emocjach i zrozumie zupełnie coś innego niż miałam to w zamiarze - w sensie autor. Zwykła głupia rozmowa o spotkaniu, ok niech to spotkanie się odbędzie, no ale nie mam z kim dzieci zostawić, zabiorę je - będą grzeczne. I tu pierwsza moja uwaga - co to znaczy grzeczne? Jak każde dziecko - normalnie, do tego nic nie mam i nigdy nie miałam - potrzebuje jednak uwagi, a jak jest u mnie w domu, miejscu luźnym, przyjaznym etc. to będzie zachowywało się grzecznie? Ustalmy też co to znaczy grzecznie? Ani nie biega, nie krzyczy, nie przewraca doniczek, nie tłucze kubków etc. I nie oznacza niegrzeczne - kiedy tej uwagi potrzebuje - bo będąc u mnie musi skupić na sobie całą uwagę - to dziecko - ja  r o z u m i e m ! Nie rozumiem ciśnienia Matki Polki, kiedy to dziecko siedząc w gościach nie zajmuje się sobą, telefonem - wstaw co chcesz, tylko szuka uwagi u ciotki i matki, zestawami pytań, siedzeniem z nami na wysokich krzesłach, bo w domu takich nie ma - to dziecko - ma do tego prawo. I nie rozumiem Matki Polki, kiedy w pewnym momencie jednak pęka i mówi do dziecka z różnym natężeniem i barwą głosu - czy nie widzisz, że próbuję porozmawiać z ciocią, zajmij się sobą (telefonem) albo, że obiecałeś, że będziesz grzeczny - dziecko obiecało? I ja to dzielnie znoszę, bo wiem, że to tylko - dla mnie i u mnie - chwilowe, bo pójdą do domu, a ja wracam do swojej ciszy. Co czuje Matka Polka? Ona wraca z nimi do domu ... Wybór - ciągle to powtarzam. Dowiedziałam się też dziś, że dzieci to nie maskotka, która siedzi w kącie na półce .... one potrzebują uwagi. I to mówi Matka Polka - mnie - singielce, zrozumiałe? Ubodło mnie to chyba bardziej niż cała rozmowa, która w dziwny sposób - po raz kolejny z messengerze, obróciła się przeciwko mnie. I znów jest jakaś dziwna sytuacja i ...
Właśnie, zastanawiam się, co w tych singielkach jest takiego strasznego? Że jak potrzeba kumpeli do piwa, bo mąż be to dzwonią, bo jak do kina nie mają z kim pójść, to dzwonią, bo jak wyjście na kawę, najlepiej u mnie to - masz czas? I wtedy jestem dobra, w sensie singielka, wtedy są super, wtedy są (singielki) pierwsze na liście kontaktów. A w tle rywalizacja, zazdrość etc., bo Ty masz czas, bo czytasz książki, a ja nie mam kiedy, bo pojechałaś na koncert, a ja nie mam czasu , bo leżysz na balkonie weekend, a ja z dziećmi do zoo mam jechać, bo obiecałam dzieciom. Nadal - wybór. Poczułaś, że chcesz być Matką Polką, a później się rozczarowałaś? Jesteś szczęśliwa też ok, ale daj żyć innym po swojemu, mieć inny rodzaj szczęścia etc. Jedno zdanie - wolę się spotkać u Ciebie nie u mnie - aha nie lubisz moich dzieci ...  Interpretacja, jak i recenzja filmu - najgorszej chały, która inni wielbią - życie. I taka wieczna walka, rywalizacja między tymi dwoma statusami. Jak by było o co. Pisanie to strasznie kawałek czerstwego chleba, ale i z niego można zrobić pyszne tosty lub jakieś inne zjadliwe danie. Z rozmów pisanych z ludźmi, ano to już ma różne zakończenia. Kto się opamięta? I kiedy? Czy w ogóle?
I takie oto rozmowy mi.in spotykają mnie - wraz z ludźmi, który znają mnie nie rok, nie dwa ... ale ciut dłużej i wiedzą (albo mają jakieś głupie nadziej, że się zmienię, że się odmienię), że mam specyficzne poczucie humoru, sarkazm przede wszystkim. Do tego to słowo pisane często musi być podparte jakąś emotką, żeby wiedzieć czy się żartuje czy nie, bo bez niej - wtedy to jest dopiero niezrozumienie. Czujecie? ikonka ważniejsza od słowa - a tak - racja - ona wyraża więcej słów niż można napisać. Jednak tym razem mnie zawiodły.
Tak miało być o niezrozumieniu tych dwóch światów, jakże odległych, a jednak przy winie, pizzy, filmie i kiedy dzieci śpią - łączą się. I nie moja wina, że wszelakie dzieci i zwierzęta mnie lubią, choć podobno nie lubią każdego. Co na to mam poradzić więc?
A po tym co tu napisałam, jeśli wpadnie to kiedyś w "ręce" oko ludzi wtajemniczonych to znów dostanę bure, że jak mogłam. Że to nie tak było i tak dalej i dalej. A właściwie jak było, jak nie można się spotkać i o tym pogadać. Czyli jednak nie jesteśmy - ja przede wszystkim - dorośli, więc się nie możemy dogadać. I tu pojechała bym jeszcze bardziej po temacie, po logice (lub jej braku) myślenia w ludziach , czy może ograniczeniu w myśleniu, teraz zabrakło mi jakichś ładnych słów, żeby to opisać. Sory. Bo jedni myślą skomplikowanie, a inni upraszczają, przeinaczają etc. Świat jest pełen świrów, tych co mnie otaczają też :P
Daję Wam już spokój, sobie przede wszystkim.
Mądrzejemy.

czwartek, 6 lutego 2020

Ja kontra My

Ludzie nie są "zdolni" do bycia w związkach, bez określonej daty spożycia.
Kiedy łącza się w pary - ekstaza hormonów mówi im, że to na zawsze. Do czasu sformalizowania i podpisania certyfikatu - na zawsze (tzn. na ile?) śpiewają sobie - mogę wszystko (z nią/nim). I co się dzieje. Nie mają czasu się poznać, bo hormony im mówią to ta/ten, to teraz bierz mnie. Podpisują i czar pryska - dosłownie! Już następnego dnia czujesz się inaczej - prawda? Ja tego nie wiem - ja puszczam tu teorię! Zaczyna się nowy, jakże dziwny etap twojego - wróć - waszego życia. Dokładnie - waszego. Już nie ma ja, jest my. Dlaczego? Dlaczego tracimy siebie na rzecz drugiej osoby? Tu nie chodzi o kompromis tylko o jakąś formę poświęcenia się dla tzw. celu wyższego. Czym/kim jest ten cel wyższy, który tłamsi moje ja i wprowadza nasze ja? Nie ma równowagi, równouprawnienia ZAWSZE jedna ze stron dominuje i narzuca siebie, swój styl bycia i życia etc. Da się w równowadze? Jak odnaleźć szczęście w takim czy innym układzie? Czemu decydujemy się na formalności, czemu nie chcemy żyć ze sobą, w zgodzie ze sobą? Czy w momencie kiedy wszystkie dokumenty są podpisane, łączy nas kredyt i zrzuta na pościel, sztućce, papier toaletowy - to jest pewne, że do grobowej deski, na dobre i na złe etc.? No nie, ale przecież nie można też od razu zakładać, że za 3-5-7 lat ( to bardzo magiczne liczby) coś się zepsuje, coś pęknie . Bo z kolei takie myślenie - jakoś kufa podświadomie, prowadzi w kierunku tego złego i się psuje, bo w naszej głowie tryby pracują zamiast się cieszyć dobrem etc.
Gorzej jak obok stoją wygórowane marzenia ideały.  Kwestia naszego wychowania, podejścia do życie, stosunków między ludzkich i tego co przeszło na nas z mlekiem matki.  Ideały i te same błędy, od których chcą nasz zawsze przestrzec nasi rodzice (?). A oni popełniają te same błędy, które popełniono z nimi tylko w innych czasach. Bo niczego innego ich nie nauczono i nie pokazano, więc jak my mamy być inni? A może matka (tak one zawsze są  najbardziej winne) tymi córkami i synami próbuje naprawić własne błędy, wynagrodzić sobie coś i jednym/ dwoma słowami krzywdzi nas.  Napatrzymy się za młodu na nich (rodziców) i już w dorosłym życiu wyjścia nie ma. Później wpłynie na nas otoczenie, znajomi, przyjaciele i znów te miłości i mamy namieszane w głowach i sami nie wiemy czego chcemy.  Wyszło masło maślane. Nie ma nic na zawsze, na stałe, na pewno. Jak przerwać to błędne koło - jak przestać popełniać błędy rodziców? Każdemu z nas się wydaje, że żyjemy po swojemu i na zołość rodzicom . G....no prawda, ale prawda.
Z perspektywy czasu "Mój pierwszy zawrót głowy" był charakterem, zachowanie tak podobny do ... (nie kończę, bo jak napiszę to się uprawomocni). I za głowę się złapałam - po czasie - jakie to chore.  Później nie było wcale lepiej. A jak się zerknie na znajomych i ma się jeszcze porównanie (zna się) rodziców - idealnie wpasowuje się w młodych - oryginał - kopia. Oj tak - ten sam schemat i nikt tego nie widzi, nikt nie chce zmian, jakby jednak na oczach były jakieś klapki (nie japonki, zwykłe klapki jak u konia - obrażam ludzi czy zwierzęta?)  To hormony, zauroczenia, wpływ drugiej osoby czy otoczenia - tak nas kształtuje, gubimy siebie.
Gubimy siebie, bo trzeba wprowadzić kompromis, skoro już się zdecydowaliśmy na bycie RAZEM. Ale on/ona był przecież inny jak się poznaliśmy. Ano było - bo był sobą czy inna wersją siebie - teraz jest wersją - MY. I tak do głosu dochodzą te nieszczęsne oczekiwania.
Żartowałam ostatnio z psiapsółą, że stanowimy idealny związek, że gdyby ludzie tak siebie traktowali swoje polówki jak my traktujemy siebie, to związki były by idealne.  Oczywiście jest to pół żartem pół serio - bo nasz związek jest bardziej wirtualny, z racji dzielących nas km i nie wiem czy przebywanie bliżej siebie było by na naszą korzyść? Tak - kolejny problem, zagwozdka, tajemnica. Jak ludzie to robią, że tolerują siebie, pomieszkują razem i się dogadują - to jednego dnia, a drugiego za 3-5-7 lat nie mogą na siebie patrzeć? A może jednak za bardzo się poznali? Nie mają już nic do ukrycia, niczym siebie nie zaskakują? Poranki są takie same, popołudnia nie istnieją, a noc jest od tego żeby od siebie odpocząć.
Każde słowo jest gdybaniem, moją wizją ludzi obok mnie, moim doświadczeniem (skromnym) życiowym, moją obserwacją znajomych, rodziny etc.
I gdyby ktoś pchnął mnie w odpowiednim kierunku, tak gdzieś w okolicach LO to była bym teraz w innym miejscu i może skończyła bym psychologię, a nie turystykę :P bo po LO to człowiek nie wiem co ma ze sobą zrobić. Właśnie, wszystko do nas przychodzi z czasem, dobrym lub złym doświadczeniem i wtedy nabieramy mądrości. Dlatego po LO/ technikum/zawodówce - tzw maturze powinno się mieć jeszcze czas na podjęcie życiowej decyzji. To samo tyczy się związków i ludzi - powinniśmy ich poznawać, szaleć, używać, sprawdzać, testować - żyć, a jak już zdobędziemy odpowiednie kwalifikacje - decydować, czy ta czy inna osoba będzie moim całym światem. Bo to my z nią mamy (w teorii) trwać till the end, a nie wy/inni. Nie babcia, która mówi - kiedy se chłopa znajdziesz, ciotka, która mówi - ost. moment na dziecko ... Mówią tak, bo zazdroszczą - innego wytłumaczenia nie mam, jak i takiego, że wychowano je w innych czasach i w głowy wbijano, że tak,i taki a taki model i taka rodzina, że teraz czas na to etc. A my i czasy się zmieniliśmy, teraz mamy co innego w głowie (najczęściej siano) i dobrze by było dać nam żyć jak chcemy.
Czyli co? Jest w My miejsca na JA? Jesteśmy w stanie uszanować siebie i tę naszą połówkę? Być ja i my i szanować siebie - na wzajem? Notuję i przeprowadzę kiedyś testy - tak kiedyś, bo nie wiem jak się moje życie potoczy. Mam inną "mądrość" w głowie niż wtedy czy wtedy. A skoro jestem singielką, to już z założenia, oceniana przez otoczenie - jestem zagrożeniem i buntuję ludzi przeciw byciu w związkach, każdemu (każdej) doradzam rozwód i życie samej na własną rękę... a g...no prawda. Rozmawiam, a najczęściej słucham, powiem dwa zdania, jest ekstaza - no masz rację, ale wracamy do trybu - bez zmian i też jest ok. Każdy orze jak może i niech orze se jak che, bo to jego pole jest. Jak mu dobrze niech tam tkwi, a jak nie to nie zamknie drzwi - po drugiej stronie. Dobrze = często wygodnie, bezpiecznie, rutynowo, bez szaleństw i co jak kto chce. Pytanie - widzisz siebie? Jak się z tym czujesz?
Starczy.

wtorek, 4 lutego 2020

Być mną.

Zastanawiam się, jak to jest być mną?
Skąd nagle takie przemyślenie? Ano jest wtorek. Siedzę sama w domu (nie samotna). Obejrzałam dokument o Taylor S. i poczułam się poruszona. To znaczy, poczułam potrzebę przesłuchania jej ost. albumu. Dobry, ale fanką nie zostanę. Chciałam po prostu wiedzieć o co tyle szumu. Już wiem.  Dobra w każdym razie, dokument się skończył co dalej robić z wolnym czasem. O jakiś fajny przepis się tu marnuje, oczywiście na muffiny. O ze snickersem, a mam ich w nadmiarze. Dobra, wszystkie potrzebne składniki są. Nie całe 7 minut później ( zawsze to będzie 7 minut mieszania), wsadzone do piekarnika, a 20 minut później - upieczone. No zajefajniebiście, ale nadal mam dużo czasu. Ok, co to na moim cudownym storczyku tak masz "czułkami"? Jakaś zaraza, więc trzeba sprawdzić co to i pozbyć się tego. Nadal dużo czasu. Może by książkę poczytać? Może później, I tak dzień za dniem. Sama sobie sterem. Tak marnuję swój własny czas, tak wykorzystuję swój własny czas na to na co chcę! Powinnam tu otworzyć się teraz, na całą szerokość i napisać, jak to jest ciężko być mną. Każdy tak ma, nie każdy o tym powie.
Wybieramy w życiach tak różne ścieżki, my wybieramy? Czy ktoś je dla nas projektuje? E, sami jesteśmy sobie winni. Ulegamy pokusom, podejmujemy złe lub dobre decyzje (dlaczego zazwyczaj zaczynamy od złych?), a później to już leci i nie mamy odwagi zmieniać, przeciwstawiać się. Lądujemy na miękkiej chmurce, przez chwilę czy na zawsze? Nie ma czegoś takiego jak na zawsze. Najfajniejsze przyjaźnie rozpadają się w momencie, w którym jedna ze stron, obie podejmują decyzję. Jedna decyzja zaważą na takiej długoletni przyjaźni i co ...  i jak dzieci, nikt nie ma odwagi przerwać milczenia i zapytać - ale o co chodzi? Czy tak samo jest w związkach? Innym razem ....
Bo bycie mną to wygoda. Nadmiar czasu wolnego. Wygoda polega na tym, że jestem "elastyczna", oj jakie to przyjemnie prawda? To ja dopasuję się do reszty, bo przecież nic mnie nie "ogranicza", nie mam kota w domu, który boi się być sam. Nie mam faceta, który powie - zostań, przytul mnie. Nie mam dzieci, które nie mogą zostać same w domu. Kurcze no nawet rybek. Ja mam czas, to pewne. Tak, właśnie w tym momencie wypomnę wam  wszystkim to, że ja dostosowałam się do was, nie wy do mnie. Macie przykład - dawać! Podejmuję wyzwanie dopasowania. Przecież nie narzekam. Życie singielki jest takie zajefajne. Kto z was aż tak mnie zna, żeby pozazdrościć? Kto z was ma w życiu tak trudno, że powie - chciała bym być tobą? A co wiesz o mnie, że tak mi zazdrościsz? A jak wam mówię, źle się czuję, na duszy mi źle to patrzycie jak na wariatkę - na co ty możesz narzekać?
Rozmowa, potencjalny kandydat na ... dobra, bo sama nie wiem, ale pytam go - kogo szuka. Odpowiedź - bratniej duszy. Jak można do tej pory jej nie znaleźć? Ano bo dookoła te dusze już pozajmowane. Czy aby na pewno? Każdy z was ma swoją bratnią duszę obok siebie? Też w to nie wierzę, więc piszę "kandydatowi" (oj brzydko się wyrażam, przepraszam) - ludzie kłamią, po to by się lepiej poczuć, bo jak by to wyglądało, jak by przyznali się do tego, że jeszcze szukają, już szukają czy ponownie szukają? Tak, tak wszyscy kłamią - łącznie ze mną. "U mnie wszystko ok" i płacz... Pamiętam kiedyś taką sytuację, odbieram telefon, a tam jakiś pan z banku chce mi coś "sprzedać", jakaś taka pora roku była, że nosem pociągałam i mówię, mu, że nie dziękuję, że nie mam czasu, a tu nagle obrót o 180 stopni i facet pyta - czy u mnie wszystko ok, bo słyszy, że chyba płacze i czy chciała bym pogadać czy mi jakoś pomóc. Najnormalniej w świecie mnie zatkało - chyba się rozłączyłam, a nr zablokowałam, żeby już więcej do mnie nie dzwonił. Obcy człowiek z takim sercem do mnie, a ja co ... Pamiętacie, kiedy ostatnio zapytaliście kogoś bliskiego jak się czuje? I tu płynne przejście do stanu psychicznego mojej psiapsióły, która przechodzi jakieś załamanie, wewnętrzne wątpliwości, stoi na rozdrożu i tak dalej. I ja pytam co jest, jak jest, ale nie mogę się z nią porozumieć. Nagle, w jednej chwili nadajemy na różnych falach i czuję się bezradna, że osoba tak mi bliska, boryka się z problemem, a ja nie potrafię 1) zrozumieć, 2) pomóc, 3) wesprzeć, 4) cokolwiek. Co dziwne, to chyba idzie w obie strony, bo ja nie wiele mówię, więcej piszę, choć później sama do siebie mam pretensje - po co jej to napisałaś, przecież zbluzgała, kazała zablokować, kazała zmienić, kazała oddać etc. Więcej kontry niż za. I w takim momencie pisanie do szuflady jest takie miłe - nie reaguje. Ale przecież na tym przyjaźń polega. To jest układ na dobre i na złe, a jednak bez większych zobowiązań, bez wiązania się papierami, kredytami, rybkami - a można.
Nawet sama sobie nie potrafię odpowiedzieć, jak to jest być mną. Ale na pewno to co widać na zewnątrz, to jaką jestem dla was, jaką jestem na co dzień to tylko część mnie. I zdarzają się takie momenty, kiedy moje wnętrze wybucha, że już  nie daje rady w jakiś sposób się ukrywać. Wtedy wy otwieracie oczy i mówicie - nie wiedzieliśmy, przecież to takie ładnie opakowane, że nie widać było, że coś się dzieje. Ano czy się dzieje czy się nie dzieje, każdy z nas żyje już swoim życiem, zamyka się na resztę świata, próbuje ogarnąć swoją przestrzeń. Nie mam pretensji, bo jakżeby - jestem "elastyczna" - rozumiem.
Jak to jest być mną?

sobota, 1 lutego 2020

Muzyka

Odkąd jestem na insta-wtorekach i piątkach z telefonem mam więcej myśli w głowie, w sensie tematów do pisania, do gdybania, bo zawsze jest jakiś temat przewodni, w którym trzeba zrobić fotkę. Zbieram się do spisania tego co @ z tematem wtorkowym i co info na isnta o tym co wstawiać w piątek. I mam natłok myśli, pod postami z fotkami jest jakiś przedsmak wszystkiego, ale brakuje rozwinięcia i wielu wielu innych słów  - myśli. Tu będzie na to miejsce. I może w końcu pokażę Cię światu ;)
Muzyka - w sumie temat był ruch ... a ja wstawiłam ruch płyty winylowej, dopisem - ruch to dla mnie muzyka.
Bez muzyki, dźwięków, panuje taka cisza, która mnie ogłusza. Nie umiem bez muzyki żyć. Coś co towarzyszy mi odkąd pamiętam i coś to np.: bardzo łączy mnie z bratem. Oj tak - to człowiek, który połączył mnie z wieloma gatunkami. Dla każdego z nas dla naszego ucha są miłe inne dźwięki, inaczej na nas działają. Ja tylko o sobie jednak. Czy to studia (moje czy brata) ciągle w tel była muzyka. Czy to uczenie się do egzaminów, czy obijanie się - grała muzyka. Zarażona posiadaniem na CD muzyki mogę co godzinę słuchać czegoś innego. Inną włączę gdy będę sprzątała/prała/zmywała, inną włączę kiedy będę czytała książkę, inną kiedy będę piekła babeczki, inną kiedy siedzę i pisze list. Do tworzenia czegoś z niczego też potrzebuje innych rytmów. Nie potrafię zasnąć jak nie gra coś w tle - radio czy CD. Nie wiem co w tym jest, ale musi coś szumieć. Boję się spać bez szumu, dźwięków, tak zwyczajnie. Wtedy słyszę całą ciszę, cały mój pokój wypełnia się dźwiękami, które często mnie przerażają. Naoglądałam się filmów, przykład - Joker - chyba byłam 3 x w kinie ;) Taniec, coś co pozwala inaczej się zrelaksować, wyluzować. Jeśli zaczynam tańczyć totak jak w Joker - jest źle? Czasem potrzeba zrobić coś dla odmiany. Muzyka najczęściej wyraża to czego ja nie potrafię. Słowa piosenek oddają coś, czego nie potrafię ubrać w słowa. Odpowiednio dobrana muzyka przy spotkaniu w moich 4 ścianach, powoduje że albo ja się czuję dobrze, albo inni czują się tu dobrze. Pozwala z Was wyciągnąć informacje albo poczuć się u mnie na totalnym luzie, zasypujecie mnie wtedy wyznaniami, żalami, radością, opowiadaniami ze swojego życia (też kiedyś o tym napiszę). Raz potrzeba czegoś na uspokojenie, a raz potrzeba czegoś na wzmocnienie. Tak, te słowa, są ważne, choć czasem wystarczy, że pójdzie sama melodia i już jest we mnie coś ... takie coś, które powoduje, że zaczynam, czuć się dużo lepiej. Taka moja muzyko-terapia. Że ta muzyka to ruch. Tak - są CD które ruszają mnie, powodują, że nie da się usiedzieć na kanapie, że w aucie podróż mija szybciej, że sen odchodzi ... Muzyka, która napędza do działania. Najgorsza jest ta, z którą coś/ktoś mi się kojarzy. Wystarczy kilka pierwszych taktów i mam obraz przed oczami - salon, łóżko, ja chora, a tu Spice Girls - 2 become 1 teledysk - jak dziś, pamiętam. Sarah Mclachlani tekst chłopaka "mogę cię pocałować" (nie lubię teraz tej piosenki - sory). Bo Muzyka łagodzi obyczaje. Dorzucę myśl, że teraz rośnie dziwne pokolenie, które ma swoją muzykę, chwilami nie zrozumiała dla mnie, jednak jestem na nią otwarta, posłucham, żeby wiedzieć, żeby móc się wypowiedzieć. O tempra o mores, więc jakie czasy taka muzyka. To takie trochę przerażające, że rośnie teraz pokolenie, które nie zna Imagine Lenona czy choćby kawałków MJ, nie wspomnę o Elvisie. To nie o tym miało być, nie o tym. To miało być o tym, jak ja bez muzyki nie potrafię żyć, że ciągle się jej uczę i ciągle poznaję coś nowego. To jak terapia - taka trochę podoba do tej jaką mam kiedy piekę. Pieczenie wymaga ode mnie skupienia na dekorowaniu np., bo należę do tych idealistek, dla których krem ma leżeć odpowiednio. Tak i muzyka, dobrze dobrana powoduje dobre reakcje. Bo jest jaka które podniesie mi ciśnienie, taka która wprowadzi mnie w dobry stan i taka co uspokoi czy pozwoli spać. Muzyka. Jeno słowo. Taka wielka moc.
(w mojej głowie to wszystko lepiej brzmiało - sory).

Wszyscy kłamią.

Ulubiony tekst z Dr Housa - właśnie ten - wszyscy kłamią. W teorii, życie bez kłamstwa było by łatwiejsze. W filmach i serialach mówienie te...