czwartek, 6 lutego 2020

Ja kontra My

Ludzie nie są "zdolni" do bycia w związkach, bez określonej daty spożycia.
Kiedy łącza się w pary - ekstaza hormonów mówi im, że to na zawsze. Do czasu sformalizowania i podpisania certyfikatu - na zawsze (tzn. na ile?) śpiewają sobie - mogę wszystko (z nią/nim). I co się dzieje. Nie mają czasu się poznać, bo hormony im mówią to ta/ten, to teraz bierz mnie. Podpisują i czar pryska - dosłownie! Już następnego dnia czujesz się inaczej - prawda? Ja tego nie wiem - ja puszczam tu teorię! Zaczyna się nowy, jakże dziwny etap twojego - wróć - waszego życia. Dokładnie - waszego. Już nie ma ja, jest my. Dlaczego? Dlaczego tracimy siebie na rzecz drugiej osoby? Tu nie chodzi o kompromis tylko o jakąś formę poświęcenia się dla tzw. celu wyższego. Czym/kim jest ten cel wyższy, który tłamsi moje ja i wprowadza nasze ja? Nie ma równowagi, równouprawnienia ZAWSZE jedna ze stron dominuje i narzuca siebie, swój styl bycia i życia etc. Da się w równowadze? Jak odnaleźć szczęście w takim czy innym układzie? Czemu decydujemy się na formalności, czemu nie chcemy żyć ze sobą, w zgodzie ze sobą? Czy w momencie kiedy wszystkie dokumenty są podpisane, łączy nas kredyt i zrzuta na pościel, sztućce, papier toaletowy - to jest pewne, że do grobowej deski, na dobre i na złe etc.? No nie, ale przecież nie można też od razu zakładać, że za 3-5-7 lat ( to bardzo magiczne liczby) coś się zepsuje, coś pęknie . Bo z kolei takie myślenie - jakoś kufa podświadomie, prowadzi w kierunku tego złego i się psuje, bo w naszej głowie tryby pracują zamiast się cieszyć dobrem etc.
Gorzej jak obok stoją wygórowane marzenia ideały.  Kwestia naszego wychowania, podejścia do życie, stosunków między ludzkich i tego co przeszło na nas z mlekiem matki.  Ideały i te same błędy, od których chcą nasz zawsze przestrzec nasi rodzice (?). A oni popełniają te same błędy, które popełniono z nimi tylko w innych czasach. Bo niczego innego ich nie nauczono i nie pokazano, więc jak my mamy być inni? A może matka (tak one zawsze są  najbardziej winne) tymi córkami i synami próbuje naprawić własne błędy, wynagrodzić sobie coś i jednym/ dwoma słowami krzywdzi nas.  Napatrzymy się za młodu na nich (rodziców) i już w dorosłym życiu wyjścia nie ma. Później wpłynie na nas otoczenie, znajomi, przyjaciele i znów te miłości i mamy namieszane w głowach i sami nie wiemy czego chcemy.  Wyszło masło maślane. Nie ma nic na zawsze, na stałe, na pewno. Jak przerwać to błędne koło - jak przestać popełniać błędy rodziców? Każdemu z nas się wydaje, że żyjemy po swojemu i na zołość rodzicom . G....no prawda, ale prawda.
Z perspektywy czasu "Mój pierwszy zawrót głowy" był charakterem, zachowanie tak podobny do ... (nie kończę, bo jak napiszę to się uprawomocni). I za głowę się złapałam - po czasie - jakie to chore.  Później nie było wcale lepiej. A jak się zerknie na znajomych i ma się jeszcze porównanie (zna się) rodziców - idealnie wpasowuje się w młodych - oryginał - kopia. Oj tak - ten sam schemat i nikt tego nie widzi, nikt nie chce zmian, jakby jednak na oczach były jakieś klapki (nie japonki, zwykłe klapki jak u konia - obrażam ludzi czy zwierzęta?)  To hormony, zauroczenia, wpływ drugiej osoby czy otoczenia - tak nas kształtuje, gubimy siebie.
Gubimy siebie, bo trzeba wprowadzić kompromis, skoro już się zdecydowaliśmy na bycie RAZEM. Ale on/ona był przecież inny jak się poznaliśmy. Ano było - bo był sobą czy inna wersją siebie - teraz jest wersją - MY. I tak do głosu dochodzą te nieszczęsne oczekiwania.
Żartowałam ostatnio z psiapsółą, że stanowimy idealny związek, że gdyby ludzie tak siebie traktowali swoje polówki jak my traktujemy siebie, to związki były by idealne.  Oczywiście jest to pół żartem pół serio - bo nasz związek jest bardziej wirtualny, z racji dzielących nas km i nie wiem czy przebywanie bliżej siebie było by na naszą korzyść? Tak - kolejny problem, zagwozdka, tajemnica. Jak ludzie to robią, że tolerują siebie, pomieszkują razem i się dogadują - to jednego dnia, a drugiego za 3-5-7 lat nie mogą na siebie patrzeć? A może jednak za bardzo się poznali? Nie mają już nic do ukrycia, niczym siebie nie zaskakują? Poranki są takie same, popołudnia nie istnieją, a noc jest od tego żeby od siebie odpocząć.
Każde słowo jest gdybaniem, moją wizją ludzi obok mnie, moim doświadczeniem (skromnym) życiowym, moją obserwacją znajomych, rodziny etc.
I gdyby ktoś pchnął mnie w odpowiednim kierunku, tak gdzieś w okolicach LO to była bym teraz w innym miejscu i może skończyła bym psychologię, a nie turystykę :P bo po LO to człowiek nie wiem co ma ze sobą zrobić. Właśnie, wszystko do nas przychodzi z czasem, dobrym lub złym doświadczeniem i wtedy nabieramy mądrości. Dlatego po LO/ technikum/zawodówce - tzw maturze powinno się mieć jeszcze czas na podjęcie życiowej decyzji. To samo tyczy się związków i ludzi - powinniśmy ich poznawać, szaleć, używać, sprawdzać, testować - żyć, a jak już zdobędziemy odpowiednie kwalifikacje - decydować, czy ta czy inna osoba będzie moim całym światem. Bo to my z nią mamy (w teorii) trwać till the end, a nie wy/inni. Nie babcia, która mówi - kiedy se chłopa znajdziesz, ciotka, która mówi - ost. moment na dziecko ... Mówią tak, bo zazdroszczą - innego wytłumaczenia nie mam, jak i takiego, że wychowano je w innych czasach i w głowy wbijano, że tak,i taki a taki model i taka rodzina, że teraz czas na to etc. A my i czasy się zmieniliśmy, teraz mamy co innego w głowie (najczęściej siano) i dobrze by było dać nam żyć jak chcemy.
Czyli co? Jest w My miejsca na JA? Jesteśmy w stanie uszanować siebie i tę naszą połówkę? Być ja i my i szanować siebie - na wzajem? Notuję i przeprowadzę kiedyś testy - tak kiedyś, bo nie wiem jak się moje życie potoczy. Mam inną "mądrość" w głowie niż wtedy czy wtedy. A skoro jestem singielką, to już z założenia, oceniana przez otoczenie - jestem zagrożeniem i buntuję ludzi przeciw byciu w związkach, każdemu (każdej) doradzam rozwód i życie samej na własną rękę... a g...no prawda. Rozmawiam, a najczęściej słucham, powiem dwa zdania, jest ekstaza - no masz rację, ale wracamy do trybu - bez zmian i też jest ok. Każdy orze jak może i niech orze se jak che, bo to jego pole jest. Jak mu dobrze niech tam tkwi, a jak nie to nie zamknie drzwi - po drugiej stronie. Dobrze = często wygodnie, bezpiecznie, rutynowo, bez szaleństw i co jak kto chce. Pytanie - widzisz siebie? Jak się z tym czujesz?
Starczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wszyscy kłamią.

Ulubiony tekst z Dr Housa - właśnie ten - wszyscy kłamią. W teorii, życie bez kłamstwa było by łatwiejsze. W filmach i serialach mówienie te...