środa, 18 marca 2020

Proszę czekać, trwa weryfikacja...

Życie. Nie ma w nim nic stałego, nic constans. Wszystko ciągle się zmienia, my się zmieniamy, otoczenie dookoła nas się zmienia i ... weryfikuje,  wszystko co do tej pory znaliśmy jako X teraz staje się Y lub znika z zasięgu naszego wzorku.
Miłość. Przyjaźń. Znajomości. Codzienna droga do pracy, do sklepu, spacer. Każdego dnia, wstając rano jesteśmy przecież inną osobą, inne osoby spotykamy codziennie na swojej drodze.
Dlaczego weryfikacja? To kim jesteśmy, mówi się, że czyni nas wyjątkowymi, jedynymi w swoim rodzaju. A jednak. Otaczające nas osoby, rzeczy, zdarzenia mają na nas wpływ. I to życie w pewnym momencie nas weryfikuje. Począwszy od osoby nam najbliższej, po osoby pośrednio z nami związane - tzw. przyjaciół i znajomych. Nasze zachowanie w stosunku do tych osób, prędzej czy później zostanie zweryfikowane, "przetrwają najsilniejsze jednostki", a raczej ludzie, których traktowaliśmy tak, jak sami chcieli byśmy być traktowani. Najbliższa osoba od nas odchodzi - nie wytrzymała próby czasu czy miała dość codziennego poniżania, kontroli, nudy? Czy to ten moment, że jednak okazuje się, że nie do grobowej deski, nie na dobre i na złe, bo tego zła było za dużo? Mamy wahania nastrojów, sami nie wiemy czym/kim jesteśmy i to nasze zagubienie ma wpływ na odtaczające nas środowisko. Jesteśmy zagubieni i nie dajemy sobie pomóc, bo świat nie ma odwagi na tę reakcję - co Ty pierdolisz, nic mi nie jest. Jestem silna, nic się nie dzieje, a w głowie huragan, wołanie o pomoc, ale jak o nią poprosić, jak przecież dookoła mają o mnie mniemanie - silna, da sobie radę. Ciało też pokazuje, że coś jest nie tak, że nie radzisz sobie sama ze sobą, a jednak wmawiasz i sobie i ludziom, że jest kurwa dobrze, czego wy ode mnie chcecie. I za każdym razem, na każdym kroku próbujesz udowodnić, ze wszystko kurwa jego mać jest dobrze. Bliska osoba próbując pomoc, zostaje jeszcze bardziej odtrącona i z każdym dniem oddala się od Ciebie. Aż do momentu, kiedy nie daje rady już dłużej przy Tobie być i znosić tego całego - tak - upokorzenia. Twoja dominacja i jednoczesne zagubienie powoduje, że ma Ciebie dość. Oddalając się znajduje "substytut" Ciebie - lepszą wersja 2.0. Na nowo odkrywa, że może być dobrze, że można pogadać, że nie oceni, że przyzna rację kiedy potrzeba, że nie skontroluje... chemia - tak działa chemia. Tak, zostajesz sama. I w tym momencie następuje najgorsza weryfikacja. Znajomi czy przyjaciele. Nie wiem, jak to się dziej, że każdy z nas ma inną twarz dla innej grupy ludzi. Chcąc nie chcąc - tak jest. Czasem są to dość podobne do siebie twarze, a czasem zupełnie ktoś inny. Dla kochanego jesteś całym światem i złym człowiekiem, przenosisz to na swoich znajomych, którzy również z czasem zaczynają mieć Cię dość... Dziwisz się? Ja już nie. Poznałam Cię z różnych stron, byłaś dla mnie zagadką i zagadką pozostaniesz. Byłaś wampirem wysysającym energię, kontrolerem, a jednocześnie nie wiedziałaś i nadal nie wiesz czego chcesz. Od lat podawano Ci wszystko na tacy - w domu i w przyjaźni, stawiałaś swoje warunki i nie przyjmowałaś odmowy. Złość czy frustracja?  Nieumiejętność pogodzenia się z losem? Brak akceptacji dla tego co zdarzyło się w Twoim życiu. Czerpanie z ludzi to co w nich najlepsze , a później niszczenie jednym słowem, zdaniem, gestem. Przyszedł moment, kiedy to Ty potrzebujesz czegoś od innych i .... nie ma nikogo. Dlaczego - jak myślisz? To nie tak, że byłaś dla nich ciągle niemiła, ale bilans jednak się nie zeruje. Dobre czy złe uczynki nie ma = . Zjadłaś mnie, zjadłaś jego i nadal nie widzisz tego punkt przecięcia, nie widzisz swojego błędu i czekasz - znów czekasz, aż ktoś podsunie Ci pomysł co dalej, aż ktoś Ci powie idź w prawo, czekasz aż ktoś podejmie za Ciebie decyzję, bo do tej pory Ci tak "pomagali". A jak było źle to pokazywałaś rogi i dziwiłaś się, że cały świat jest przeciwko Tobie. Nie pracujesz nad sobą, nie pracowałaś. Nie przebolałaś straty, nie pogodziłaś się z rzeczami, na które nie miałaś wpływu, nie znalazłaś odpowiedzi i zrobiła się kumulacja, która wybuchła i teraz dzieje się co się dzieje. Czy znajdzie się na Twoje drodze dobra dusza, która podpowie Ci co robić? Która nie będzie tylko wspierała, zwalała cała winę na drugą stronę, że Ty nie masz sobie nic do zarzucenia? Bo Ty widzisz błąd, ale nie ten, który faktycznie spowodował tę lawinę. Stojąc z boku i obserwując to od lat, czuje się winna, że nie powiedziałam Ci nic wcześniej. Z Tobą jednak nie dało się porozmawiać. I następuje ta perfidna weryfikacja i co ...
W miejsce jednej znajomości pojawia się inna. Już tak mam, przyciągam ludzi jak magnes. Może i ja też nie widzę aż tak swoich wad, a może są one dopuszczalne? Z pewnością nie zamierzam dłużej milczeć w tych znajomościach, "pieprzyć to" trzeba rozmawiać, mówić prawdę w oczy, odmawiać jeśli nie ma się na coś ochoty - bez ściemy, bez zmyślania, bez kłamstw. Jeśli to ma przetrwać to przetrwa. Bo prawda boli, życie w niewiedzy boli, życie w gdybaniu boli. A bycie szczerym i dobrym wobec siebie przynosi ulgę.
Kiedy Ty to dostrzeżesz? Kiedy się ockniesz? Kiedy przejrzysz na oczy i zaczniesz doceniać? 

środa, 11 marca 2020

List.

Napisałam bardzo obszerny, tzw. list do przyjaciółki. W ramach "dodatku" do paczki urodzinowej przez prawie miesiąc coś pisałam. Powstał dziwny list. Dziwny, bo jest o wszystkim, o wszystkich, ale nie ma chyba w nim mnie.
Obserwuję otoczenie i spisuję co się dzieje. Umieszczam w pisaniu ludzi, których znam tak czy siak, ale nie umiem chyba tam umieścić siebie? Piszę co czuję, jak się czuję, ale mam wrażenie, że to jest tylko jakiś % mnie i sama nie wierzę w to co piszę. Bo czy moje życie jest nudne, czy życie innych jest (dla mnie tak) ciekawsze, że jest bardziej warte opisania? Może nie do końca warte, ale jeśli coś dzieje się w moim świecie, coś co później zaprząta mi głowę, to prościej jest o tym napisać i oczyścić umysł, niż trzymać to w sobie. A jednak, tak mało może piszę o własnych uczuciach. Sięgnęłam po stare pamiętniki. Tam iście barwne, wesołe opisy co dziś robiłam, jak minął mi dzień etc. Teraz? Teraz mam wrażenie, że dni zlewają się w jeden, że ciągle tylko nakładam krem na twarz, krem pod oczy, że wstaję, nakładam żel, puder, cienie, robię kawę, jadę do pracy i tak dalej i dalej. I cięgle to samo.
List. Moja ulubiona forma komunikacji ze światem. A jednak, nie do wszystkich jestem go w stanie napisać. Sama przed sobą powinnam się przyznać, że są listy, po których napisaniu, wkłada się je w ciemne miejsca i zapomina na jakiś czas, bo one nie mogą ujrzeć światła dziennego. Wyszły słowa ze mnie, niektóre takie upragnione - że chciała bym w końcu je z siebie wyrzucić, ale nie mogę ich skierować do tej osoby, więc one sobie będą leżały dalej w ciemności.... jeszcze trochę?
W tych listach są słowa, których w innym momencie nie da się powiedzieć, nie ma się na to odwagi, możliwości, a w liście one są. W końcu są. I napisane wydają się takie realne, wierzę przez chwilę, że teraz mają moc i to co zapisane się ziści ... Bolą. Ale nie są już w mojej głowie. Są na papierze.
I tak bym chciała napisać Ci wszystko, wyjaśnić wszystko. Kto wie, może to nam było pisane, ale nie zostało przeze mnie jeszcze chyba spisane. Nie wydarzy się, bo nadal jest w mojej głowie, a nie na papierze. I gdybam dalej co by się z tymi listami stało? Czy zepsuło by to między nami wszystko czy poszło jednak w dobrą stronę? Czy te listy sprawiły by Ci przyjemność czy może zakończyły wszystko w ten lub inny sposób? Podobno do odważnych świat należy... czyli jednak nie do mnie.
Będę dale pisała. Listy. Do Ciebie.

Wszyscy kłamią.

Ulubiony tekst z Dr Housa - właśnie ten - wszyscy kłamią. W teorii, życie bez kłamstwa było by łatwiejsze. W filmach i serialach mówienie te...